poniedziałek, 26 listopada 2012

Miodowo-imbirowe ciasteczka z "rozmaitościami"

Czasem dobre przepisy powstają z przypadku, z pomyłki, z braku jakiegoś składnika, z roztargnienia... Ten powstał z chęci posprzątania w szafce kuchennej, a konkretniej z chęci pozbycia się resztek otrąb i ziarenek zalegających na dnie torebek i słoiczków. Nie od dziś wiadomo, że bałagan jest twórczy, ale sprzątanie - jak się dziś przekonałam - też bywa ;) Tak oto powstały pyszne złote ciasteczka, pachnące miodem, z mnóstwem chrupiących drobinek w środku. Do odmierzania składników użyłam łyżek-miarek: stołowa o pojemności 15ml, łyżeczka - 5ml.


Składniki na około 30 ciasteczek:
  • 100g bardzo miękkiego masła
  • 1/2 szklanki płynnego miodu
  • 125g mąki pszennej tortowej
  • 1 łyżeczka imbiru w proszku
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 3 łyżki otrąb owsianych
  • 3 łyżki otrąb żytnich
  • 3 łyżki otrąb pszennych
  • 2 łyżki zarodków pszennych
  • 2 łyżki sezamu
  • 4 łyżki drobno posiekanych migdałów
  • szczypta soli
Miękkie masło ucieramy z miodem, najlepiej przystawką do ubijania piany. W osobnej miseczce mieszamy wszystkie suche składniki i dodajemy do masy maślano-miodowej, mieszamy do połączenia składników. Konsystencja ciasta będzie dość lepka i niezbyt zwarta, ale tak ma być. Lepimy kulki wielkości niedużego orzecha włoskiego i lekko spłaszczamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując niewielkie odstępy. Piekłam ciasteczka przez 10 minut w 180 st C, aż stały się złote. Po wystudzeniu na kratce gotowe do spożycia (przed wystudzeniem też ;)). Smacznego!

Cud, miód i cynamon



Pszenne bułki razowe ze słonecznikiem

Drodzy Państwo, przedstawiam kolejny wypiek z nocnej zmiany w mojej domowej piekarni - bułki pszenne razowe z zarodkami pszennymi, posypane ziarnami słonecznika. W smaku i konsystencji "grahamkowate", skórka chrupiąca, w środku miękkie lecz treściwe. Na pewno dużo zdrowsze niż bułki wypiekane z mrożonek w supermarketach. No i smaczniejsze rzecz jasna!


Składniki na 9 sporych bułek:
  • 150g mąki pszennej typ 650
  • 350g mąki pszennej razowej
  • 5 łyżek zarodków pszennych
  • 8g suszonych drożdży (3 łyżeczki)
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżka miodu
  • 0,5 szklanki mleka
  • 1,25 szklanki wody
  • 3 łyżki oleju z pestek winogron
  • 1 jajko + 2 łyżki mleka - do posmarowania bułek przed pieczeniem
  • słonecznik do posypania (lub inne ziarna)
Wszystkie składniki prócz jajka z mlekiem i słonecznika wyrobić na gładkie ciasto, które będzie odchodzić od ścianek misy lub od rąk. Pozostawić pod wilgotną ściereczką do podwojenia objętości, po czym wyrobić ponownie. Uformować bułki dowolnego kształtu (u mnie 9 okrągłych) i ułożyć na papierze do pieczenia. Pozostawić do ponownego wyrośnięcia. Piec w piekarniku nagrzanym do 200 st C przez 25 minut. Smacznego!

niedziela, 25 listopada 2012

Pizza z wędzonym łososiem i wędzonym boczkiem

Aromatyczna, wyrazista w smaku, pikantna pizza. Sekretem jest ostry sos pomidorowy z nutką anchois i czosnku oraz połączenie dymnych smaków łososia i boczku. Nie ma co się rozpisywać, po prostu trzeba zrobić ;)


Składniki dla 4 osób (u mnie 4 podłużne cienkie pizze, pieczone po 2 na jednej blasze):

Ciasto:
  • 400g mąki pszennej typ 650
  • 8g suszonych drożdży (3 łyżeczki)
  • 200ml letniej wody
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 3 łyżki oliwy
Sos:
  • pomidory w puszce - 400g
  • 4 fileciki anchois + 1 łyżeczka oleju z anchois
  • 2-3 ząbki czosnku (lub więcej w ramach np. leczenia przeziębienia ;) )
  • 2 łyżki ostrej pasty paprykowej typu Ajvar (u mnie taka, strrrrasznie ostra: pasta węgierska Rolnik)
Dodatki:
  • 250g mozarelli
  • 300g wędzonego łososia norweskiego (filet bez skóry)
  • 200g surowego wędzonego boczku, niezbyt tłustego
  •  32 czarne oliwki
  • 4 spore pieczarki
Składniki na ciasto wyrabiamy ręcznie lub w mikserze, powinno być sprężyste i gładkie. Zostawiamy w misce na 40-60 minut pod ściereczką do wyrośnięcia. Następnie wyrabiamy ciasto ponownie, dzielimy na 4 części. Ja uformowałam 4 podłużne pizze, aby piec po 2 sztuki na raz, ale można zrobić 4 małe okrągłe lub 2 duże, ciasto powinno być cienkie, ok 5mm. Ułożyłam pizze na blachach wyłożonych papierem do pieczenia. Z sosem i mozarellą wyglądały tak:


Pomidory z puszki rozgniatamy widelcem (szybciej pójdzie jeśli kupimy pomidory krojone), dodajemy drobno posiekane fileciki anchois oraz łyżeczkę oleju z puszki, posiekany czosnek i pastę paprykową, według uznania. Możemy dodać dowolne zioła (bazylia, oregano, pietruszka). Ja chwilę odparowałam sos na ogniu, dzięki czemu smaki się przegryzły i sos stał się bardziej konkretny. Sos należy ostudzić przed nałożeniem na spody.

Na sosie układamy porwaną mozarellę, cienkie plasterki boczku, kawałki wędzonego łososia, oliwki oraz cienko pokrojone pieczarki. A tu moja pizza już gotowa by wskoczyć do piekarnika :)

Piekarnik rozgrzewamy do 225 st C, najlepiej z naczyniem żaroodpornym wypełnionym wodą na spodzie piekarnika, dzięki temu skórka będzie chrupiąca. Po wstawieniu pizzy zmniejszamy od razu temperaturę do 200 st C i pieczemy przez około 15 minut, w zależności od preferowanego stopnia wypieczenia brzegów.


Pizza jest pikantna i dość słona, więc idealnym dodatkiem byłoby zimne piwko :) Smacznego!

Jeszcze raz w ramach akcji "Łosoś norweski na jesienno-zimową rozgrzewkę".


sobota, 24 listopada 2012

Pierniczki świąteczne ze skórką pomarańczową

Wszyscy już pieką, to i ja! Pachnie jak w chatce Świętego Mikołaja, słodko, korzennie, pomarańczowo, magicznie i świątecznie :) Pierniczki chowam do puszki, aby zmiękły do Świąt. Ciastka są mało słodkie, aby zrównoważyć słodycz lukru, czekolady i cukrowych perełek, którymi udekoruję je za jakiś czas. Jeśli nie będziecie ich lukrować, zdecydowanie polecam zwiększenie ilości cukru. Pierniczki pewnie będą w niewyjaśnionych okolicznościach stopniowo znikać z puszek, więc jutro zabieram się za kolejną porcję ;)  Pięknie ozdobione i zapakowane w świąteczne puszki mogą stanowić bardzo smakowity prezent :)


Składniki na 4 blachy pierniczków (wyszło mi około 70 sztuk, gwiazdki 7cm i choinki 8cm):
  • 2,5 szklanki mąki pszennej tortowej + 2 łyżki do podsypania
  • 2/3 szklanki mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 1/3 szklanki cukru pudru (jeśli nie zamierzamy lukrować lub lubimy słodkie - można dać 2/3)
  • 3/4 szklanki miodu (naszego, polskiego, żadne tam mieszanki "z i spoza UE")
  • 2 łyżki kakao
  • 4 łyżeczki dobrej jakości przyprawy korzennej (własnej produkcji lub np. Kotanyi)
  • 3 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 100g masła
  • 2 małe jajka
  • skórka otarta z 1 pomarańczy
W garnku na małym ogniu rozpuścić masło i wymieszać z miodem, zestawić z ognia, wystudzić. Przez sito przesiać mąki, kakao, cukier puder, sodę i przyprawę. Do miodu i masła dodać jajka, dokładnie wymieszać. Zetrzeć do garnka skórkę z wyszorowanej i sparzonej pomarańczy. Połączyć składniki sypkie z płynnymi, zagnieść ciasto, najlepiej mikserem na wolnych obrotach. Ciasto będzie lepkie, jak miękka plastelina. Na blacie lekko posypanym mąką rozwałkować ciasto na grubość 6-7mm i wycinać dowolne kształty. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy między ciastkami. Piec w piekarniku rozgrzanym do 180 st C przez 8-9 minut. Po wystudzeniu przechowywać w puszkach, słoikach lub plastikowych pudełkach. Powinny wytrzymać kilka-kilkanaście tygodni. Możemy przyspieszyć proces mięknięcia wkładając do puszek skórki z owoców (jabłek, pomarańczy, cytryn). Pierniczki dodatkowo zmiękną po pokryciu ich lukrem lub czekoladą, najlepiej zrobić to kilka dni przed Świętami i zamknąć jeszcze raz w pojemnikach ze świeżymi skórkami owocowymi. Smacznego!

Cud, miód i cynamon

niedziela, 18 listopada 2012

Liebster Blog czyli bez przepisu :)

Tym razem tylko ogłoszenia parafialne :)

Otrzymałam wyróżnienie od http://krakowiankawbieszczadach.blogspot.com oraz http://wzaciszudomowejkuchni.blogspot.com/ w ramach akcji Liebster Blog. Za co bardzo dziękuję i jest mi niezwykle miło :) Akcja polega na tym, że blog, który otrzymał taką nominację, wyróżnia 11 innych blogów, ale nie może nominować tego, od którego sam otrzymał nominację. Bloger odpowiada na 11 pytań od nominującego go blogera i wymyśla swoich 11, aby zadać je 11stu wybranym przez siebie blogerom. Mam nadzieję, że nic nie pokręciłam, bo pierwszy raz biorę udział w takiej zabawie ;) Jako że pierwszą nominację dostałam od Krakowianki, to odpowiem na jej pytania, mam nadzieję, że NaTka nie będzie bardzo zła :)

1) Co popchnęło Cię do założenia bloga?
Mój chłopak mnie namówił, powiedział że skoro i tak non stop siedzę w garach, to co mi szkodzi :)
2) Jaki jest twój ulubiony deser?
 Czekolada i bita śmietana w każdej postaci.
3) Ile czasu dziennie poświęcasz na bloga?
W tygodniu godzinka-dwie max., ze względu na to, że "normalnie pracuję", za to w weekendy potrafię siedzieć w kuchni i przy komputerze od świtu do zmierzchu ;)
4) Kuchnię jakiego państwa bądz regionu lubisz najbardziej?
W moim kulinarnym sercu jestem Azjatką (Tajko-Japonką) :)
5) Często jesz "na mieście", restauracje, bary mleczne..?
 Okazjonalnie. Lubię "zwiedzać" restauracje na wakacjach.
6) jak spędzasz wolny czas?(pomijając bloga)
Ostatnio raczej wszystko kręci się wokół garów ;) Przeglądam książki kucharskie, oglądam programy kulinarne... 
7) jakich produktów nie kupujesz - a robisz samemu w domu?
Od dłuższego czasu jemy tylko domowe pieczywo :)
8) Kto nauczył Cię podstaw gotowania? 
 Dziadek - pierwsza jajecznica powstała pod jego czujnym okiem.
9) Książki kulinarne - jaką polecasz, z jakiej najczęściej korzystasz? 
Nie mam ulubionej, lubię mieć dużo i ciągle nowe :)
10) Mówią przez żołądek do serca, zaproponuj potrawę dla ukochanej osoby 
(to taka mała inspiracja dla mnie na przyszłość :) ) 
Mojej ukochanej osobie do serca zawsze trafia pizza i sushi :)
11) Twoje marzenie... 
Pojechać do Japonii...

No to teraz moje nominacje:
I pytania dla Szanownych Państwa:
  1. Z jakiego swojego przepisu jesteś najbardziej dumny/a?
  2.  Kulinarna trauma z dzieciństwa?
  3. Bez jakiego składnika w kuchni nie mógłbyś/mogłabyś się obejść?
  4. Ulubiona restauracja? (może odwiedzę ;))
  5. Najdziwniejsze danie jakie było Ci dane zjeść?
  6. Najpiękniejsze kulinarne wspomnienie z wakacji?
  7. Danie idealne na pierwszą randkę?
  8. Jakie danie mógłbyś/mogłabyś jeść codziennie?
  9. Z jakim kucharzem-celebrytą zjadłbyś/zjadłabyś kolację?
  10. Ukochane danie kuchni polskiej?
  11. Twoje lubione składniki na kanapce to...
Ja tymczasem zmykam powiadomić nominowanych :)
  

Sałatka z cykorii i koziego sera z miodowym dressingiem

Dziś coś dla tych, którzy swą słuszną linię chcą nieco odchudzić ;) Pyszna i lekka sałatka z dosłownie pięciu składników, z bardzo prostym miodowym dressingiem. Mało wysiłku i niewiele kalorii, za to dużo smaku i zdrowia :) Polecam solo na kolację lub na obiad w towarzystwie kawałka ryby lub kurczaka.


Składniki dla 2 osób:
  • 2 średniej wielkości cykorie
  • 1 dojrzałe awokado
  • 8 sporych pomidorów z oliwy
  • 2 łyżki słonecznika
  • 10-12 cienkich plasterków koziego sera dojrzewającego
Dressing:
  • 4 łyżki oliwy extra virgin
  • 2 łyżki octu jabłkowego
  • 2 łyżeczki miodu
Na talerzu układamy listki cykorii, obrane i pokrojone na nieduże kawałki awokado, pocięte w paski i odsączone z zalewy pomidory oraz plasterki sera. Słonecznik prażymy na suchej patelni. W małym słoiczku umieszczamy składniki dressingu, zakręcamy i energicznie potrząsamy do powstania gładkiej emulsji. Polewamy sałatkę dressingiem, posypujemy prażonym słonecznikiem. Gotowe!

sobota, 17 listopada 2012

Curry z krewetek i kalafiora z makaronem udon

Po drastycznych wydarzeniach w kuchni (ukręcanie główek, odrywanie odnóży, obdzieranie z pancerzyków) lubię sobie zjeść coś pysznego - na przykład takie oto curry. Doskonała kombinacja smaków w kremowym kokosowym sosie. Świeży gruby makaron udon to ostatnio mój numer jeden, więc na pewno się jeszcze pojawi, mam nadzieję w równie doborowym towarzystwie.


Składniki na 3 porcje (lub 2 dla głodomorów z małą dokładką):
  • 250g obranych i oczyszczonych średnich krewetek - surowych (waga w "ubranku" 500g - niestety straty są duże, bo prawie połowa krewetki to główka)
  • 250g różyczek świeżego kalafiora
  • 5 łyżek oleju roślinnego (może być rzepakowy, słonecznikowy)
  • 1 puszka (400ml) dobrej jakości mleczka kokosowego (z dużą zawartością ekstraktu kokosowego)
  • 1 gałązka trawy cytrynowej
  • 3-4cm świeżego imbiru
  • 3 szalotki (około 50g)
  • 3 ząbki czosnku
  • 3 łyżki czerwonej pasty curry
  • 0,5 łyżeczki pasty krewetkowej
  • 1 łyżka sosu rybnego
  • sos sojowy do smaku
  • 400g grubego świeżego makaronu udon (może być inny wg uznania, ew. ryż)
  • do podania: ćwiartki limonki, świeża papryczka chilli, czarny sezam, szczypior, ew. kolendra)
SKRÓCONA INSTRUKCJA OBSŁUGI ŚWIEŻYCH KREWETEK
Krewetki, tak jak i ryby oraz wszelkie morskie stworzenia, które zamierzamy zjeść, powinny mieć subtelny zapach morza, nie starej ryby. Sprzedawcy na rybnym długo i namiętnie patrzymy w oczy pytając czy świeże, a potem i tak ukradkiem wąchamy zawartość torebki, którą nam tak szczelnie zawiązał ;) Jeśli zapach jest delikatny i raczej z tych przyjemnych - dumnie maszerujemy do kasy. Gdy dotrzemy z naszym cennym łupem do domu - płuczemy krewetki w bardzo zimnej wodzie i zabieramy się do niezbyt wdzięcznych czynności. Najpierw ukręcamy główki, następnie odrywamy pancerzyk wraz z odnóżami, zaczynając od strony głowy (a raczej od miejsca gdzie była;)). Ostatni ogonkowy element pancerzyka ściskamy i krewetka sama z niego wychodzi. Obrane krewetki płuczemy jeszcze raz w bardzo zimnej wodzie. Małym ostrym nożykiem nacinamy każdą krewetkę wzdłuż grzbietu, aby usunąć "układ trawienny" - cienką żyłkę, której zawartości zdecydowanie nie chcielibyśmy mieć na talerzu ;) Po tym zabiegu najlepiej każdą krewetkę opłukać indywidualnie pod strumieniem zimnej wody, aby pozbyć się ewentualnych resztek zanieczyszczeń. Ja po czyszczeniu płuczę krewetki jeszcze 2-3 razy w zimnej wodzie z kostkami lodu i solą i zostawiam w takiej lodowatej wodzie na czas przygotowywania reszty składników. Ok, to drastyczne sceny za nami, weźmy się za gotowanie!



Na patelni na średnim ogniu rozgrzewamy 5 łyżek oleju, gdy będzie gorący, dodajemy pastę curry, pastę krewetkową. Pasta krewetkowa ma mocny zapach karmy dla rybek, jednak w procesie gotowania łagodnieje i traci nieprzyjemną woń, pastę można w zasadzie pominąć jeśli się jej nie posiada lub nie ma się przekonania, ale ja polecam jednak spróbować :) Do oleju z pastami dorzucamy pociętą na 2-3 kawałki i lekko zgniecioną białą część trawy cytrynowej oraz imbir pocięty w plasterki. Następnie dodajemy posiekane szalotki i posiekany czosnek. Smażymy przez kilka minut. Kalafior dzielimy na różyczki zbliżone wielkością do krewetek, wrzucamy na patelnię, doprawiamy sosem sojowym i rybnym, smażymy przez 10-15 minut co jakiś czas mieszając. Wlewamy mleczko kokosowe, gotujemy całość przez kilka minut, dopóki kalafior nie zmięknie, powinien jednak pozostać jędrny. Dodajemy odsączone i lekko osuszone na ręczniku papierowym krewetki, od momentu dodania krewetek gotujemy całość przez dosłownie 5 minut. Imbir i trawę cytrynową usuwamy przed podaniem, chociaż imbir w zasadzie można sobie schrupać jak ktoś lubi. Ja podałam curry z grubym makaronem udon, ale pyszne będzie tez z ryżem jaśminowym. Każdą porcję dowolnie udekorować, można np. posypać dymką lub/i kolendrą, prażonym czarnym sezamem, posiekaną papryczką chilli. Podawać z cząstką limonki. Smacznego!

niedziela, 11 listopada 2012

Bułki pszenno-orkiszowe

Pieczywa nie kupuję już od jakichś 2 lat i dobrze mi z tym. Powodów ku temu jest wiele. Jednym z nich (choć nie najważniejszym) jest fakt, że nawet dopiero co wyjętych z pieca bułek z najbliższej nawet piekarni nie doniesiesz do domu aż tak szybko, aby rozsmarowane na nich masło stopiło się natychmiast wraz z plasterkiem żółtego sera :)


Składniki na 9 bułek:
  • 350g mąki pszennej typ 650
  • 200g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 8g suszonych drożdży
  • 1 łyżka miodu
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 200ml letniej wody
  • 200ml letniego mleka
  • 3 łyżki oleju (u mnie z pestek winogron, ale może być jakikolwiek inny)
Wszystkie składniki wyrabiamy na gładkie i elastyczne ciasto, pozostawiamy na godzinkę do podwojenia objętości. Gdy ciasto wyrośnie, zagniatamy je ponownie. Na blachę wykładamy arkusz papieru do pieczenia. Formujemy bułki (mogą też być rogale, czemu nie) i układamy zachowując odstępy. Ja nacięłam bułki w 3 miejscach, można to pominąć. Można posmarować rozmąconym jajkiem i posypać makiem, sezamem, drobno startym serem... Pieczemy w 200st C przez 20 minut. I to by było na tyle :) Najpyszniejsze gorrrące prosto z piekarnika ;) Smacznego.

Lekkie placuszki śniadaniowe - bardzo łatwe

Bardzo łatwe placuszki z ciasta naleśnikowego, idealne na późne niedzielne śniadanie. Piana z białek nadaje im lekkości. Możliwości podania - nieskończenie wiele: z dżemem, jogurtem, śmietanką, miodem, syropem klonowym, nutellą... z czym tylko podpowie Wam wyobraźnia :) Jeśli nie liczymy kalorii, można je usmażyć na oleju, będą chrupiące.


Składniki na 2 porcje:
  • 2 jajka
  • 1 szklanka mleka
  • 1 szklanka mąki (najlepiej tortowej i przesianej)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 4 łyżki cukru pudru
  • 40g stopionego masła
  • szczypta soli
Oddzielamy żółtka od białek, białka ubijamy na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodając cukier, a następnie żółtka. W drugiej misce łączymy ze sobą stopione masło, mleko i przesianą mąkę wymieszaną w proszkiem i solą. Do powstałej masy dodajemy ubite jajka i delikatnie mieszamy. Rozgrzewamy patelnię z nieprzywierającą powierzchnią na średnim ogniu, przed pierwszą partią placuszków możemy delikatnie przetrzeć patelnię ręcznikiem papierowym nasączonym olejem, później już smażymy bez tłuszczu. Gdy patelnia będzie rozgrzana kładziemy łyżką stołową nieduże placuszki. Smażymy aż na surowej powierzchni placków pojawią się malutkie dziurki, wtedy przewracamy na drugą stronę i smażymy dosłownie pół minuty. Gotowe! Podajemy z ulubionymi dodatkami, u mnie dziś był jogurt naturalny z dżemem żurawinowym własnej produkcji :) Smacznego!

środa, 7 listopada 2012

Obiad w 20 minut - soba z wieprzowiną, brokułem i jajkiem

To w zasadzie nie przepis, ale bardziej koncepcja szybkiego lunchu. Zamiast wieprzowiny możemy użyć kurczaka czy wołowiny, wymienić brokuły na kiełki fasoli mung albo pokrojoną w paski paprykę, zamiast soby użyć makaronu udon czy makaronu jajecznego albo po prostu ryżu. To danie jest tak samo szybkie jak i smaczne :) Jeśli wszystko co nam będzie potrzebne mamy pod ręką, przygotowanie lunchu nie powinno zająć więcej niż 20 minut.


Składniki na 4 porcje:
  • makaron soba 250g
  • 500g mielonej szynki wieprzowej (lub innego mięsa jeśli wolimy)
  • 200g brokuła
  • 4 jajka
  • 1 cebula (około 100g)
  • 3 ząbki czosnku (lub według uznania)
  • sos sojowy do smaku
  • sos rybny (niekoniecznie)
  • 3 łyżki oleju
  • 2 łyżeczki curry w proszku
  • 3cm imbiru lub 1 łyżka mielonego imbiru ze słoiczka
  • 1 mała ostra papryczka
  • 1 kawałek trawy cytrynowej
  • 1 limonka do podania
  • natka kolendry i/lub dymka (biała część i szczypior)
  • ew. olej sezamowy do skropienia na talerzu (opcjonalnie)
W dużym garnku wstawiamy osoloną wodę do zagotowania. Brokuły dzielimy na małe różyczki, a łodygi kroimy dość drobno, myjemy, zalewamy wrzątkiem na 7-10 minut, odcedzamy. W woku lub na dużej patelni rozgrzewamy 3 łyżki oleju roślinnego, wsypujemy 2 łyżeczki curry, chwilę podsmażamy, wrzucamy posiekaną cebulę i czosnek, imbir pokrojony w cienkie plastry i trawę cytrynową pokrojoną na ok. 5cm kawałki (z trawy usuwamy wierzchnie źdźbła i rozgniatamy ją lekko, by wydobyć soki), smażymy całość kilka minut na średnim ogniu, od czasu do czasu mieszając. Dorzucamy mieloną wieprzowinę i drobno posiekaną papryczkę, zwiększamy ogień, doprawiamy sosem sojowym i ew. rybnym, smażymy, aż mięso zacznie się rumienić, dorzucamy brokuły. Do gotującej się wody wrzucamy makaron soba, gotujemy kilka minut wg instrukcji na opakowaniu. Gotowy makaron odcedzamy i wrzucamy na patelnię, mieszamy i smażymy wszystko razem minutę lub dwie. Na sam koniec wbijamy 4 jajka i delikatnie mieszamy, dopóki jajka się nie zetną. Podajemy posypane natką kolendry i/lub posiekaną dymką. Ja lubię skropić takie danie odrobiną oleju sezamowego. Podajemy z ćwiartką limonki. Smacznego!

niedziela, 4 listopada 2012

Jesienna zupa z selera i ziemniaków z wędzonym łososiem

Czasem naprawdę niewiele trzeba, żeby najbardziej pospolite składniki przeistoczyć w iście królewskie danie. Na przykład taki ziemniak czy seler - szaro-bure, niewyględne bulwy, nie bez powodu większość życia spędzają pod ziemią ;) Ale wystarczy im odrobina smaku i aromatu z wędzonego łososia, trochę żywej zieleni koperku, łyżka śmietanki - i oto mamy pyszną jesienną zupę, której miska rozgrzeje nas w najbardziej pochmurny i deszczowy dzień. Proszę Państwa - oto zupa selerowo-ziemniaczana z łososiem norweskim wędzonym na ciepło. To przy okazji sprytny sposób na nakarmienie do syta czterech osób dwustoma gramami łososia, bez zbędnego wysiłku i niewielkim kosztem ;)


Składniki na spory garnek - porcja dla 4 dość głodnych osób:
  • 200g wędzonego na ciepło łososia norweskiego, waga bez skóry
  • 1 duża bulwa selera (po obraniu około 700g)
  • 4 ziemniaki (po obraniu około 500g)
  • 1 duża cebula (około 200g)
  • 3 liście laurowe
  • 3 owocostany długiego pieprzu, o takiego jak tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pieprz_d%C5%82ugi (ew. ziele angielskie)
  • 2 spore marchewki (300g)
  • 1 duża pietruszka (150g)
  • 3 łyżki oliwy
  • 25g masła
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól, pieprz do smaku
  • świeży koperek do podania - koperku proszę nie żałować ;)
  • śmietana do podania (u mnie 12%) - około 2 łyżki na osobę lub według uznania
Cebulę posiekać dość drobno, zeszklić na średnim ogniu na patelni z oliwą i masłem. Gdy cebula zacznie się rumienić, przekładamy ją wraz z tłuszczem do garnka. Dodajemy liście laurowe, pieprz lub ziele, pokrojone w duże kawałki marchewkę i pietruszkę, zalewamy wodą (około 1,5 litra, wody można zawsze dolać), solimy. Gotujemy aż warzywa zmiękną i oddadzą wywarowi smak. Usuwamy marchewkę i pietruszkę (absolutnie nie wyrzucamy - można wykorzystać do sałatki jarzynowej), dodajemy pokrojone w niedużą kostkę ziemniaki i seler, gotujemy aż warzywa zmiękną, ale nie będą się rozpadać. Łososia norweskiego wędzonego na zimno rwiemy na nieduże kawałki i dodajemy pod koniec gotowania, na 2-3 minuty. Zdejmujemy zupę z ognia. Doprawiamy gałką muszkatołową, najlepiej świeżo startą, ew. dodajemy więcej soli lub pieprzu. Zupę podajemy z łyżką lub dwoma śmietany i posypujemy obficie świeżym koperkiem. Smacznego!

czwartek, 1 listopada 2012

Na rozgrzewkę - curry z łososia norweskiego i cukinii

Za oknem zimno i szaro... Co zjeść, by poczuć się lepiej? Najlepiej coś ciepłego i kolorowego! Coś rozgrzewającego, ale nie tłustego. Coś pysznego, a jednocześnie zdrowego, choć to niestety rzadko spotykane połączenie ;). No i tak oto narodziło się kokosowo-pomidorowe curry z łososia i cukinii. Z mnóstwem orientalnych przypraw, z łososiem z norweskich wód i cukinią z polskiego ogródka. Niech Was nie przeraża długa lista składników - połowa to przyprawy ;)


Składniki dla 4 osób:
  • 500g łososia norweskiego, filet bez skóry
  • 600g cukinii (2 małe)
  • 4 małe szalotki (ok 100g)
  • 3 duże ząbki czosnku
  • 400g pomidorów z puszki, posiekanych
  • 400ml gęstego mleczka kokosowego (ja używam TaoTao)
  • 2 łyżki pasty Tom Yum lub czerwonej pasty curry (ew. po łyżce obu past)
  • 1 łyżeczka ziaren kolendry
  • 1/3 łyżeczki ziaren kminu rzymskiego
  • 1/3 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
  • 1/3 łyżeczki kurkumy
  • 1/2 łyżeczki świeżo startej kory cynamonu
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 2 łodygi trawy cytrynowej
  • 5 listków kaffiru
  • 50g świeżo startego imbiru (ok 3cm kawałek)
  • 2 małe ostre papryczki
  • 1 łyżka brązowego cukru
  • sok z 1 limonki
  • sos sojowy do smaku
  • sos rybny do smaku
  • ok 8 łyżek oleju roślinnego (nie oliwy)
  • ryż do podania (na 4 osoby około 300g - waga przed ugotowaniem)

Szalotki siekamy dość drobno, czosnek kroimy w cienkie plasterki. Na patelni na średnim ogniu rozgrzewamy 4 łyżki oleju. W moździerzu tłuczemy kolendrę i kmin, dodajemy kurkumę, paprykę, świeżo startą gałkę muszkatołową i cynamon, wszystkie przyprawy wrzucamy na gorący olej, dodajemy pokrojoną w 5cm kawałki trawę oraz listki kaffiru, smażymy przez 3-4 minuty. Dodajemy posiekaną szalotkę oraz czosnek, smażymy aż będą miękkie. Pod koniec dodajemy starty imbir, przerzucamy całość do większego garnka, dodając pomidory z puszki oraz mleczko kokosowe, zostawiamy na średnim ogniu. Na patelnię, na której smażyły się przyprawy z cebulą i czosnkiem, wlewamy 4 łyżki oleju i wrzucamy pokrojoną w kostkę cukinię. Podlewamy sosem sojowym i rybnym, smażymy aż cukinia będzie miękka, odparują z niej soki i zacznie się lekko rumienić. Wtedy dorzucamy ją do garnka i trzymamy całość na małym ogniu. Łososia kroimy w kostkę o brzegu około 2-2,5cm. Wrzucamy do garnka z pozostałymi składnikami i bardzo delikatnie mieszamy. Dodajemy łyżkę cukru oraz sok z limonki, doprawiamy sosem sojowym i rybnym. Od momentu dodania łososia curry należy gotować dosłownie kilka minut, ryba nie potrzebuje dużo czasu. Podajemy z ugotowanym na sypko ryżem, najlepiej jaśminowym, lekko tylko posolonym. Smacznego!




Potrawy rozgrzewające